Mówili, że tej rośliny nie da się już uratować. Uparłam się i przywróciłam ją do życia
Jedno spojrzenie na asparagusa wystarczyło, by postawić diagnozę: nic nie da się już zrobić. Ale nie zamierzałam się poddać. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, by uratować roślinę. Wszyscy byli w szoku, gdy po długich tygodniach oczekiwania asparagus odżył i wypuścił nowe pędy.
Jak "zabiłam" swojego asparagusa
Asparagus pierzasty był pierwszą rośliną, którą kupiłam. Do tej pory unikałam roślin jak ognia – nie dlatego, że ich nie lubiłam, ale dlatego, że jestem bardzo zapominalska, więc większość roślin, które miałam w życiu po prostu umierało z przesuszenia (przepraszam!).
Początkowo mój asparagus radził sobie całkiem dobrze, a ja starałam się regularnie go podlewać. Ale, choć bardzo trudno się do tego przyznać, z czasem zaczęłam zapominać o podlewaniu. Przerwy między zasilaniem asparagusa wodą wydłużały się, aż w końcu zupełnie przestałam go podlewać.
Nic dziwnego, że roślina szybko uschła. Gdy się zorientowałam, było już za późno. A przynajmniej tak powiedziano mi w jednym ze sklepów z roślinami, do którego udałam się po poradę.
Miły pan, który oglądał korzenie mojego biednego asparagusa delikatnie zakomunikował mi, że są one zupełnie puste w środku – czyli nie ma w nich życia. Było mi przykro, a jednocześnie wstyd, że doprowadziłam do śmierci jedyną roślinę w moim domu.
Jednocześnie poczułam motywację, by swój błąd naprawić. Zapytałam, czy nie ma choć cienia szansy, by mój asparagus „zmartwychwstał”.
W odpowiedzi usłyszałam, że szanse są bliskie zeru, a ostatnią rzeczą, której można spróbować jest przesadzenie bryły korzeniowej do nowego podłoża i regularne podlewanie. Challenge accepted! Postanowiłam, że tym razem nie zawiodę.
I zdarzył się cud
Po przesadzeniu asparagus postawiłam na parapecie, by miał stały dostęp do światła dziennego. Ustawiłam sobie również przypomnienie w telefonie o podlewaniu. Zaczęłam nawet mówić do wysuszonych pędów wystających z ziemi i zachęcać roślinę do wzrostu (może to brzmieć dziwnie, ale było to zaskakująco terapeutycznym doświadczeniem).
Po kilku tygodniach zauważyłam, że z ziemi zaczynają wyrastać zielone łodyżki. Trudno jest opisać słowami, jak się wtedy czułam. Jasnozielone pędy wyłaniające się z czarnej ziemi były dla mnie najpiękniejszym widokiem na świecie.
Czułam się zmotywowana i jednocześnie dumna – z siebie, ale i z asparagusa, który okazał się prawdziwe „żelazną” i niezniszczalną rośliną.
„To początek pięknej przyjaźni”
Jak kończy się ta historia? Mam nadzieję, że dobrze, a przynajmniej na razie wszystko wskazuje na to, że kryzys został zażegnany. Mój asparagus po niemal roku wciąż pięknie rośnie i rozwija się bez zarzutów.
W ciągu ostatniego roku do mojej domowej kolekcji roślin dołączył zamiokulkas zamiolistny i epipremnum złociste, a więc rośliny, które są wytrzymałe i stosunkowo proste w uprawie. Na początek wystarczy.
Przygoda z asparagusem dużo mnie nauczyła. Nie zawsze były to łatwe i przyjemne lekcje, ale jestem przekonana, że potrzebne. Dziś jestem pewniejsza, jeśli chodzi o uprawę roślin, a przy tym bardziej odpowiedzialna, uważna. I wciąż się uczę.