Kuchnia jako miejsce twórcze. Ania Kuczyńska i jej kuchnia
Gościmy u Ani Kuczyńskiej, jednej z najzdolniejszych polskich projektantek mody. W jej kuchni, tak jak w projektach króluje prostota, minimalizm i dbałość o szczegóły. Kuchnia to najważniejsze pomieszczenie i miejsce twórcze. Aranżacja kuchni jest oryginalna i elegancka.
Autor: Mariusz Bykowski
Gościmy u Ani Kuczyńskiej, jednej z najzdolniejszych polskich projektantek mody. W jej domu tak jak w projektach królują prostota, minimalizm i dbałość o szczegóły. Kuchnia to najważniejsze pomieszczenie i miejsce twórcze.
Redakcja: Mogłabyś żyć w mieszkaniu bez kuchni? Ania Kuczyńska: Nie mogłabym, choć próbowałam przez rok. Studiowałam wtedy w Rzymie i mieszkałam w bardzo małym i ciemnym mieszkanku w starej części miasta. W salonie za pomocą rachitycznych ścierek wydzielony był fragment przestrzeni, który udawał aneks kuchenny i w którym nie sposób było coś ugotować. R.: Teraz kuchnia jest ważna? W Twoim mieszkaniu zajmuje centralne miejsce i aranżacja kuchni jest bardzo przemyślana i dopracowana. A.K.: Gdy sześć lat temu urzadzałam to mieszkanie, wiedziałam, że kuchnia będzie najważniejszym pomieszczeniem, tak jak w moim rodzinnym domu, gdzie większość decyzji podejmowało się w kuchni albo w łazience. Miałam przywilej decydowania o umiejscowieniu i wyglądzie kuchni, bo dom, w którym mieszkam, zaprojektował mój ojciec. Realizował moje marzenia: na wprost holu jest kuchnia z oknem na szerokość ściany i widokiem na zieleń, po lewej salon, po prawej część nocna, bardzo prywatna. Kuchnia jest duża i skupia większą część mojego życia. Przy wejściu do niej stoi XVIII-wieczna rzeźba anioła, która ma mnie chronić.
R.: Co Cię inspirowało podczas urządzania kuchni?A.K.: Klimat Toskanii - byłam wtedy zafascynowana ciepłymi, słonecznymi kolorami tego miejsca. Dlatego moja kuchnia jest w trzech barwach: białe są ściany i kafelki, a drzwiczki szafek i półki z ciemnego drewna, podłoga to terakota w kolorze spalonej ziemi. Jedynym urozmaiceniem tej harmonii w aranżacji kuchni jest wielki stary stół, nad którym zawiesiłam kwiat kwitnącej wiśni z różowego papieru, przywieziony przeze mnie z Japonii, oraz rzeźbione tykwy wiszące na ścianie. Kupiłam je w etiopskiej wiosce bez prądu, gdzie nadzy ludzie chodzą po ulicy i raz w tygodniu odbywa się targ. W tykwach przywożą napoje. Gdy je zobaczyłam, zapragnęłam je mieć. Długo pertraktowałam z ich właścicielem, a potem z moim ówczesnym narzeczonym, który zapowiedział, że przez miesiąc podróży będę je targać sama. Nie żałuję. Tykwy oddają mojej kuchni niesamowity zapach Afryki.R.: Atrakcją kuchni jest też Twoja kolekcja czajniczków z całego świata.A.K.: Każdy z nich jest z innego kraju, każdy ma swoją historię. Pierwszy kupiłam, gdy miałam 13 lat i pojechałam na kurs językowy do Anglii. Czajniczek kupiłam w „junk shopie” – to taka elegancka rupieciarnia, gdzie ludzie wstawiają rzeczy, których chca się pozbyć. Od tamtej pory kolekcja wzrosła o 15 kolejnych czajniczków i na tym się zakończyła. Dziś uważam, że w zbieractwie kryja się jakieś fobie i nie należy otaczać się zbyt duża ilością rzeczy. Więc teraz tylko kolekcje projektuję. Kolekcje mody.
R.: Powstają w kuchni?A.K.: Projektuję przy ogromnym dębowym stole, który stoi pośrodku kuchni. Na nim powstały wszystkie moje kolekcje i wszystkie według tego samego rytuału. Pracuję tylko w nocy, bo ciemność i cisza są moimi sprzymierzeńcami. Przykręcam do stołu i właczam metalową lampę kreślarską, nastawiam zawsze tę samą muzykę. Rysuję tylko na białych kartkach A4, używam tych samych ołówków na wymienne wkłady i tej samej gumki. Jeśli coś się zapodzieje, wpadam w panikę.R.: Pierwszy pokaz Twojej kolekcji odbył się w mieszkaniu. Skąd pomysł?A.K.: Ukradłam go Giorgio Armaniemu, który swój debiutancki pokaz zorganizował u siebie. Ja wtedy wróciłam ze szkoły z Włoch i nie było mnie stać na ekstrawagancję. Zaprosiłam więc dziennikarzy i stylistów do domu, modelkami były moje koleżanki. Po pokazie wszyscy przenieśli się do kuchni, gdzie czekał cathering. R.: Ciekawa jest Twoja lodówka...A.K.: To moja kiczowata słabość jeszcze z dzieciństwa, gdy na amerykańskich filmach ogladałam duże lodówki z poprzyczepianymi zdjęciami. Moja jest właśnie taką podróżą sentymentalną. Mam na niej zdjęcia moich przyjaciół, rodziny, mnie z dzieciństwa i rzeczy, które są moją inspiracją, m.in. strony z magazynów mody, które mnie zauroczyły, jest też fragment reklamy Comme des Garcons ze słowami piosenek Pet Shop Boys. Ta lodówka odzwierciedla różne momenty w moim życiu, moje fascynacje rzeczami, osobami. I jest jak całe mieszkanie - zmienia się razem ze mną.