Małe rzeczy tworzą klimat. Nowoczesna kuchnia z pamiątkami
Uwielbiam truskawki. Gdyby nie występowały w przyrodzie, sama bym je zaprojektowała - żartowała Hanna Kłyk, architektka wnętrz, podejmując nas truskawkowym tortem. Bardziej niż w deserach rozsmakowaliśmy się w jej nowoczesnej kuchni z kryształową biżuterią i pamiątkami po prababci.
Autor: Konrad Kalbarczyk
Redakcja: Zaprojektowałaś już wiele kuchni dla klientów. Czy dla siebie zarezerwowałaś najpiękniejszy pomysł? Hanna Kłyk: Najlepsze są te projekty, które podobają się ich właścicielom. Mnie się kiedyś podobały kuchnie tradycyjne. W poprzednim mieszkaniu miałam rustykalną aż do bólu - z czosnkiem, moździerzami, miedzianymi garnkami. Moi znajomi zapewne spodziewali się tego samego w nowym mieszkaniu. Postanowiłam ich zaskoczyć. Wymyśliłam tak nowoczesną, że właściwie jej nie ma. Prawie wszystko ukryłam we wnęce za białymi frontami bez uchwytów. Niespodzianka jest tym większa, że jeszcze w holu jest ten wiejski smaczek w postaci belek z wysłużonego drewna na suficie. A potem… zupełna zmiana klimatu. Nawet wyspa, na której trzeba było umieścić zlew i płytę, nie do końca zdradza, że jesteśmy w kuchni. Podwieszany zlew jest bardzo dyskretny, a czarne szkło płyty ceramicznej wtapia się w blat z granitu w kolorze grafitowym.
Red.: Czarny blat to dość śmiały pomysł. H.K.: O krok od wyspy jest już salon z szarymi kanapami i czarnymi poduchami. Jeśli w dodatku podstawą całego wnętrza jest podłoga z bielonych desek, to całość staje się spójną kolorystycznie kompozycją. Taki stonowany zestaw barw trzeba czymś ożywić. Wybrałam refleksy świetlne. Kupiłam okap Eliki w kształcie szklanej lampy i dwa uchwyty z kryształkami Swarovskiego. Tyle wystarczy. Red.: Niezupełnie. Jest jeszcze coś, co od razu zwróciło naszą uwagę. Wokół białej płaszczyzny szafy kuchennej biegnie gipsowa sztukateria. Dzięki niej twoja kuchnia jest nowoczesnym, geometrycznym obrazem w starej dekoracyjnej ramie. H.K.: Przeniosłam z poprzedniego mieszkania tyle pięknych drobiazgów z duszą, sentymentalnych pamiątek rodzinnych, że musiałam wymyślić jakiś architektoniczny element, który pozwoliłby im zaistnieć w tej kuchni, stworzył klimat.
Red.: Opowiedz nam o tych drobiazgach.H.K.: Najważniejsze to pamiątki po prababci. W wianie dostała srebrną zastawę. Zostały z niej cukiernica i łyżeczki do kawy. Babcia i mama zgodnie uznały, że jestemnajbardziej godna tego spadku, ponieważ kocham się w starociach i potrafię o nie dbać. Od zawsze myszkuję po pchlich targach i znajduję tam cuda. Na przykład żeliwne puchary z dekorowanym kołnierzem. Były całe w rdzy. Wypiaskowałam je i pokryłam mgiełką białej farby w spreju.
Okazało się, że wzór na brzegach pięknie gra ze sztukaterią. Mają więc swoje miejsce na stole, który kupiłam w Sia. Jest wielki, drewniany. On też wygląda inaczej niż w sklepie. Postarzyłam go szarą bejcą. To kolejna z moich pasji - nowe przedmioty postarzam, starym przywracam dawną urodę. Najpiękniejsze jest dla mnie to, co balansuje na cienkiej granicy między nowym i starym.
Hity mojej kolekcji
- Srebrna cukiernica prababci to największy skarb. Przyjdzie czas, że przekażę ją swojej córce. U niej też będzie w dobrych rękach.
- Mosiężna gałka do karnisza. Zobaczyłam ją w starym katalogu AlmiDécor i koniecznie chciałam mieć. Okazało się, że tego wzoru już się nie produkuje. Jednak właścicielka sklepu zrobiła mi niespodziankę. Znalazła w magazynie jedną zapomnianą sztukę. Używam jej jako dekoracyjnego gadżetu i szukam rzemieślnika, który zrobi dwie identyczne. Wtedy zawieszę zasłony.
- Torebka wizytowa z gadziej skóry. Zapłaciłam za nią na pchlim targu w Warszawie 150 zł. Wtedy to była cena szałowej sukienki. Ale nie targowałam się. Była w bardzo dobrym stanie. Pomyślałam, że poprzednia właścicielka lubiła ją, a musiała się z nią rozstać z powodu jakiegoś życiowego dramatu. Może to było w czasie wojny? Przechowuję w torebce srebrne łyżeczki do kawy z posagu prababci i podaję je w niej na stół.