Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje. Spór wokół wyburzenia wrocławskiego Solpolu pokazuje, że postmodernizm w architekturze budzi skrajne emocje. Niektóre kraje, jak Wielka Brytania czy Holandia, chronią swoje barwne, wesołe hybrydy. Czy polskiemu dziedzictwu nie przydałoby się wreszcie trochę humoru i witalności?
Jest w filmie „Cztery wesela i pogrzeb” scena, w której Charles dogania odchodzącą Carrie i – jąkając się – mówi, że chciałby jej krótko zrekapitulować słowa Davida Cassidy'ego z sitcomu „Partridge Family”, a konkretnie: myślę, że cię kocham – po czym dodaje, że jest idiotą. W tym zawiłym miłosnym wyznaniu tkwi cała uroda postmodernizmu – nurtu, który mówił cytatami, popkulturę mieszał ze stylem wysokim, zażenowanie maskował poczuciem humoru.
Był spontaniczny, nietaktowny i niedyskretny jak Charles i jak on budził mieszane uczucia, od zachwytu po gwałtowną odrazę. Zwłaszcza w architekturze trudno o styl bardziej kontrowersyjny.
Za moment jego narodzin można uznać rok 1964, gdy Amerykanin Robert Venturi stawia dla swojej matki Vanna House w Filadelfii, dom z fasadą w formie pękniętego frontonu ozdobionego manierystycznym łukiem. Dwa lata później Venturi publikuje „Complexity and Contradiction in Architecture”, gdzie daje wyraz narastającej niechęci do abstrakcyjnych, ahistorycznych, purytańskich form modernizmu. Inspiruje do tworzenia architektury złożonej, wręcz hybrydalnej, wieloznacznej, pełnej sprzeczności, świadomie zanurzonej w przeszłości, bałaganiarskiej, ale pełnej witalności.
Podchwytuje to cały świat. Historyk Charles Jencks powie, że istotą tych budynków jest „podwójne kodowanie”: chcą się podobać laikom, ale ich język trafia też do znawców. Hołdowanie różnym gustom staje się wyzwaniem dla tzw. dobrego smaku.
Od lat 90. postmodernizm zaczyna być utożsamiany z kiczem i komercją. Sztandarowe dzieła, jak Piazza d'Italia w Nowym Orleanie, podupadają. Powrót zainteresowania wesołymi hybrydami wyznacza w 2011 r. wielka wystawa w londyńskim V&A Museum „Postmodernism: Style and Subversion 1970–90”.
Odrestaurowana zostaje Piazza d'Italia. W 2018 r. Wielka Brytania bierze pod ochronę konserwatorską 17 obiektów postmodernistycznych, chroniąc niektóre przed wyburzeniem. Polski symbol przemiany ustrojowej z lat 90., turkusowo-różowy wrocławski dom towarowy Solpol (projekt Wojciecha Jarząbka z zespołem) stoi dziś opuszczony. Jego pięknie najeżone szpice oglądać można przy ul. Świdnickiej. Ale trzeba się spieszyć. Urząd konserwatorski w maju 2020 r. po raz kolejny odmówił wpisu do rejestru zabytków tego kluczowego obiektu najnowszej historii polskiej architektury, niczym cenzor ryzykując jego wyburzenie. Czy humor i żywy temperament nie przystoją narodowemu dziedzictwu?
W odpowiedzi na modernistyczną maksymę „Less is more” Robert Venturi ukuł własną: „Less is a bore”. Tak samo Owen Hopkins zatytułował swój liczący ponad 200 obiektów przegląd architektury postmodernistycznej z całego świata, obejmujący budynki historyczne i współczesne. Publikacja Phaidona pokazuje, że gorset „dobrego smaku” wciąż uwiera część współczesnych architektów i chętnie go zrzucają. Ku radości publiki.
Owen Hopkins, „Less is a bore. Postmodern architecture”, Phaidon, 2020