Czas na odpoczynek. Rozmowa z psychologiem biznesu
Wyczerpanie współczesnym trybem życia, przytłoczenie stresem, przestymulowanie, przeciążenie ciała i psychiki, ciągły brak czasu. Z Anną Oleksy rozmawiamy o tym, jak przestać grać, nie bać się leniuchowania i dopuścić do głosu układ parasympatyczny odpowiadający za odpoczynek.
Ekspert zarządzania i psycholog biznesu z uniwersytetu SWPS. Specjalizuje się w projektowaniu organizacji, architekturze procesów, zarządzaniu projektami oraz budowaniu zaangażowania z wykorzystaniem map postaw organizacji.
Dobre Wnętrze: Żyjemy w społeczeństwie nastawionym na produktywność i konsumpcję. Na ile ulegamy presji otoczenia?
ANNA OLEKSY: Na tyle, na ile nie jesteśmy ze sobą szczerzy. Nie musimy udawać, jeżeli znamy i akceptujemy siebie. Jeśli szukamy akceptacji na zewnątrz, chcemy spełnić oczekiwania partnera, szefa, znajomych, szybko jesteśmy w stanie wplątać się w grę wypełniana oczekiwań innych. Wtedy też bardzo często jesteśmy poddawani presji i rusza lawina: muszę, powinienem, wypadałoby, nie mogę, zaczynamy się zatracać w wyborach, decyzjach, które ograniczają naszą autentyczność.
DW: Czy w takim razie możemy być sobą, żeby dobrze funkcjonować na rynku pracy?
A.O.: W życiu ważne jest, żebyśmy mieli za co zapłacić rachunki i żebyśmy mieli siłę i motywację – zarówno praca, jak i odpoczynek powinny być dla nas równie ważne. Często jest tak, że chcąc być aktywnym i pożądanym na rynku pracy, pracujemy ponad siły. Wychodzimy po szefie, przychodzimy przed nim. Na szczęście coraz częściej podkreślane jest to, że pracownik produktywny, kreatywny, to pracownik wypoczęty. Wzorzec osoby, która pada na klawiaturę, nie jest tym, czego szukają pracodawcy. Trzeba zadbać o siebie, żeby dać układowi nerwowemu możliwość na reakcję na zmiany. Jak napisał Mark Boyle (patrz ramka): Jeśli nie znajdziesz czasu dla zdrowia, będziesz musiał znaleźć czas na chorobę.
DW: Żeby jednak te akcenty rozłożyć równomiernie, trzeba się szanować, także w pracy. A jakimi pracownikami jesteśmy?
A.O.: Zależy, kto pyta, i zależy, kto odpowiada. Dla mnie jesteśmy rzetelni, wiarygodni, kreatywni, nastawieni na rozwój. Będą jednak osoby, które odpowiedzą, że jesteśmy leniami, że nam się nie chce. I to są skrajne poglądy. Jeśli jednak szanujemy swoją pracę, to jest ona dla nas wartością i nikt nie musi nam przypominać, że jest ważna, nikt nie musi nam wdrukowywać misji – nie ma bowiem nic bardziej autentycznego niż świadomość pracownika, że to, co robi, ma sens. Osoba, która sprząta ulice, może to robić z dużo większym zaangażowaniem niż osoba, która pisze ważne raporty analityczne, bo musi. Dochodzi do bardzo fajnej zmiany, zaczynamy się zastanawiać nad sensem wielu rzeczy, życia, pracy, tego, co robimy, i to od nas zależy, czy będziemy podchodzić do pracy z szacunkiem – i wtedy świat pewnie odpowie nam tym samym – czy damy się sterować, a nasza sprawczość będzie zerowa.
DW: Ulegamy też presji bycia online. Czy stałe podłączenie do sieci nie jest odłączeniem od świata realnego?
A.O.: Pytanie, czy korzystam z sieci, bo ułatwia mi życie, kontakty, czy faktycznie się uzależniam, a żadne uzależnienie nie jest dobre. Jeśli kontakt ze smartfonem, komputerem dominuje w naszym życiu, to tak, odbieramy sobie możliwość bycia uważnym, dostrzegania rzeczy, które dzieją się wokół nas, możemy nawet nie dostrzegać osób bliskich.
DW: Smartfon stał się naszym atrybutem.
A.O.: Bywa, że mimo fizycznej bliskości interakcje ludzi, zwłaszcza młodych, są bodźcowane światem wirtualnym. Myślę jednak, że wiele osób potrafi z tego korzystać dobrze, wykształci też kompetencje niezbędne na rynku pracy. Odcięcie dzieci i młodzieży od technologii, która jest wszechobecna, nie jest dobre, natomiast postawienie granic, nauczenie się reguł, i na to duży wpływ będą mieli rodzice, pozwoli wykreować dobrą wirtualną przyszłość naszych dzieci. Musimy im pokazać, że jest też inny świat, normalne relacje, twarzą w twarz. Często niestety jest tak, że to nie dzieci siedzą w telefonie, tylko rodzice.
DW: Rodzice też, z lęku przed gorszym rozwojem dzieci, wypełniają ich grafik tak, że brak w nim miejsca na rozwój samodzielności i kreatywności, na czas wolny.
A.O.: To bardzo niepokojący sygnał. Od samego początku uczymy dzieci, że nie ma czasu na robienie „niczego”, że robienie „niczego” nie jest wartościowe. Dzieci są ciągle zajęte, podobnie jak ich rodzice, uczymy je ciągłego bycia w gotowości do działania. Trudno będzie później, w dorosłym życiu, nauczyć je, że warto się zatrzymać, pomyśleć, nabrać dystansu. To nawet nie jest tak, że nie jesteśmy świadomi, że odpoczynek jest potrzebny, ale na liście priorytetów mamy obowiązki zawodowe i rodzinne, a odpoczynek jest na końcu. Tyle że często na końcu już nie ma albo sił, albo czasu. Wracamy, padamy ze zmęczenia, ale nie jest to świadomy odpoczynek.
DW: Da się osiągnąć równowagę między aktywnością a relaksem? Jak nadać odpoczynkowi wartość?
A.O.: W „7 nawykach skutecznego działania” Stephen Covey, amerykański specjalista ds. przywództwa i rozwoju osobistego, napisał, że równowagę między życiem zawodowym a domowym zachowamy tak naprawdę wtedy, kiedy w każdym z tych miejsc będziemy o siebie wystarczająco dbać. To oznacza, że nie pozwolę sobie w miejscu pracy na wykonanie tylu rzeczy, że do domu wrócę maksymalnie zmęczony. Dlaczego? Bo dzieci, partner, przyjaciele oczekują ode mnie kontaktu, bliskości, budowania relacji, i jeśli ja teraz powiem: jestem zmęczony, mam czas dla siebie, i zamknę drzwi, to nie jest dobrze. Jak zatem zadbać o siebie? Pomaga stworzenie planu dla całej rodziny. Każdy jej członek potrzebuje czasu na odpoczynek taki, jaki jest dla niego najlepszy. Szanujmy swój czas, stwarzajmy rytuały, które w momencie, kiedy staną się działaniem nawykowym, będą dawać nam siłę na kolejne dni. Nie mamy wpływu na tempo zmian, po prostu musimy się w tym odnaleźć i zadbać o własny zasób.
DW: Jak zatem przekonać pracodawcę, że aby być skutecznym, muszę odpocząć, a nie spędzić kolejne godziny przy biurku napojony kolejnym energetykiem?
A.O.: Nie wszędzie na szczęście musimy się o odpoczynek upominać. Świadomy pracodawca wie, że osoba, która pracuje ponad siły, a nie daj Boże używa wspomagaczy, prędzej czy później nie tylko przestanie być produktywna, ale przestanie w ogóle myśleć, zacznie popełniać błędy. Bardzo często też chcemy załatwić wszystko przed wyjściem z pracy, a problem polega na tym, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Nie w dzisiejszych czasach. Trzeba się nauczyć, że część rzeczy będzie przeniesiona na dzień następny. Jeśli jednak presja ze strony przełożonych jest jednoznaczna: musisz zostać i musisz to zrobić, rozmawiajmy. Zanim podejmiemy radykalną decyzję, powiedzmy o wszystkim, bo często jest tak, że ten ktoś wyżej po prostu tego nie widzi, albo nie widzi tak długo, jak długo tego od nas nie usłyszy. Jeśli rozmowa jednak nie da efektu, to trzeba szukać innych możliwości. Najważniejsze, żebyśmy nie dali się wykończyć. Bo jeśli wejdziemy na rynek pracy jako osoby wypalone, przemęczone, żaden pracodawca nie będzie chciał przystąpić do finału rozmów rekrutacyjnych. Pamiętajmy, że nasza ogólna kondycja wpływa nie tylko na tu i teraz, ale tak naprawdę decyduje o naszej przyszłości.
DW: Jak się zatrzymać, nim zatrzyma nas np. choroba?
A.O.: Kiedyś dostałam bardzo fajną instrukcję od coacha, jak działać w sytuacjach przewlekle trudnych, a to jest taka właśnie sytuacja. Otóż są trzy drogi. Pierwsza: zostaw to, druga: przyjmij, zintegruj, trzecia: zmień to. Jeśli mówisz, że w pracy jest źle, ale nic z tym nie robisz, tylko męczysz tym siebie, rodzinę, przyjaciół, to po prostu odpuść, bo to znaczy, że nie zamierzasz nic zmieniać, nie marnuj energii na tak zwane marudzenie. Druga wersja – przyjmij, zintegruj: OK, nie do końca jest dobrze w miejscu, w którym jestem, ale teraz nie mogę lub nie chcę go zmienić. Co mogę zrobić, żeby w tym miejscu pracować inaczej? Czyli nie zmieniam pracy, zmieniam siebie w pracy i koncentruję się na tym, co mogę zrobić, żeby mój stan nie miał negatywnego wpływu na efekty. Jeśli ta wersja nie przynosi rezultatu, jest trzecia: zmień to. I to nie jest wersja ucieczki, słabości. Bardzo często to jedno z lepszych rozwiązań. Jeśli w danym miejscu, w danej relacji, związku nie mogę wyjść z założenia, że zmieniam siebie w tym otoczeniu, bo tylko siebie mogę zmienić, to po prostu wychodzę z tego.
DW: W kulturze zachodniej odpoczynek kojarzy się negatywnie, z pasywnością, leniuchowaniem. Jak przezwyciężyć tę kulturową i własną niechęć do odpoczywania?
A.O.: Łatkę lenia przykleja się nam w dzieciństwie. Znowu nic nie robisz, leżysz, czemu tak patrzysz w niebo, dlaczego ty przelewasz tę wodę, przecież to niczego nie daje, po co to robisz. Przez to faktycznie mamy dość mocno zakorzenioną etykietę leniucha – nikt tym leniuchem nie chce być. Nie dotyczy to wszystkich. Są osoby z genem pozytywnego lenia i jak potrzebują, to odpoczywają w sposób najlepszy dla siebie, czyli bardzo często właśnie leżą i robią nic. Większość z nas natomiast tego unika. Uważamy, że będzie to źle ocenione. Jak odpoczywam, jestem nieproduktywny, czas mi ucieka. Jedziemy autobusem i zamiast podziwiać widoki, już myślimy, że musimy wysiąść, a jak wysiądziemy, to wpadniemy do domu, tam ugotujemy obiad, przyjdą znajomi, dzieci. Myślę, że kulturowo jest to trudne do zmiany. Możemy zerknąć na kulturę Wschodu – to zupełnie inny wzorzec, z którego możemy się uczyć tego momentu zatrzymania, uważności, wsłuchania się w siebie. Trzeba dać sobie na to przestrzeń i zrozumieć, że to nie jest marnowanie czasu, tylko konieczność. W trudnym momencie weź głęboki oddech. Zatrzymaj się – między bodźcem a reakcją daj sobie czas na refleksję. Musimy wypracować mechanizm, który umożliwi właściwą reakcję na bodźce, ale do tego potrzebne są obserwacja i dystans. Część z nas nie ma nawet świadomości, że jest w pewnej grze konsumpcyjnej, w pewnym mechanizmie. I do tego właśnie potrzebny jest przystanek, bardzo niedobrze, jeśli tym przystankiem jest wypalenie, choroba, sytuacja traumatyczna.
DW: Czasem tak bardzo nie dostrzegamy tej gry algorytmów, które nami sterują, że mamy telefon nawet na zajęciach jogi, a zdjęcie poświadczające naszą aktywność natychmiast trafia na portale społecznościowe.
A.O.: Jeśli w jakiś sposób zdjęcie powoduje, że wychodzę z domu i ćwiczę, to lepiej tak niż wcale. Natomiast faktycznie – zdjęcie nie powinno być naszym motywatorem. Mocno jednak działa chęć zaistnienia, dostania lajków, fajnego komentarza. To jest też kreowanie siebie – no i właśnie, czy jak powiem, że nie do końca zgodne z tym, jacy faktycznie jesteśmy, to będzie prawda czy fałsz. Zależy od tego, na ile jesteśmy uczciwi ze sobą i na ile dzielimy się tym, co uważamy, że dla nas jest ważne, a na ile kreujemy siebie takich, jakich chcielibyśmy siebie zobaczyć.
DW: Albo jakich świat chciałby nas zobaczyć, zgodnie z nadrzędnym paradygmatem wiecznej młodości i wielkiego bogactwa.
A.O.: Ja mam na to trzy kroki. Pierwszy – uwiadomić sobie, w jaką grę jestem wciągany, dlaczego muszę pokazać, że jestem w supermiejscu, z superludźmi i wszystko jest super, do czego mnie to zmusza. Drugi krok: bądźmy sobą. Jeśli nie jestem gwiazdą, to dlaczego mam się na nią kreować. Może fajnie pokazać, że mam wady, nie jestem idealna, moje życie nie jest wyjątkowe. Jest normalne. Moje. Jeśli jednak szukam akceptacji na zewnątrz, to zrobię wszystko, żeby jak największa liczba ludzi była zachwycona. A trzeci krok to umiejętność odmawiania, i innym, i sobie, dokonywanie wyborów zgodnie ze sobą. Wtedy to faktycznie nasze życie.
DW: A co z tymi wszystkimi uczuciami, które właśnie wtedy nas dopadną?
A.O.: Jesteśmy mistrzami w zajmowaniu swoich myśli czymkolwiek, byle się z sobą nie skonfrontować. Zatrzymanie, skupienie się na sobie to jest proces, a efekty tego, co zobaczymy, nie muszą się nam podobać, mogą nas nawet mocno zasmucić. To, że potrafię pracować po 12 godzin dziennie, że jestem cenionym pracownikiem, odnoszę sukcesy zawodowe wcale mnie nie cieszy, bo tak naprawdę czegoś bardzo mi brakuje – odpoczynku, dystansu. Nie musisz być najlepszym rodzicem, najlepszym pracownikiem, najlepszym partnerem, wystarczy być po prostu dobrym. Problem polega na tym, że to często wymaga odwagi, ale to jeden z lepszych wyborów. Nawet jeśli miejsce, w którym się znajdujemy, okaże się w takiej konfrontacji miejscem, w którym nie zechcemy być, to nie musimy robić radykalnych kroków, możemy zacząć od wersji: przyjmij, zintegruj. Taka świadomość pomoże nam w dokonywaniu wyborów, bo najważniejsze jest wiedzieć, czego tak naprawdę chcę, co jest moim wyborem, a co jest narzucone, a żyjemy w świecie bodźców wręcz nakazowych: co masz mieć, jaki masz być, gdzie masz być, na jakim etapie życia masz to osiągnąć, i od tego ciężko jest się zdystansować. Warto zatem odpocząć, zadbać o siebie. Wzorzec osoby ciągle zajętej nie jest dobry.