Odbierany był jako styl opresyjny, megalomański i brzydki. Dziś brutalizm dostaje drugą szansę. Modernizowane są brutalistyczne domy prywatne, także współczesne realizacje nawiązują do tej estetyki. Pokazują, jak zmienia się nasze myślenie o domu.
Mają masywne karki i klaty superbohaterów. Trochę niedomyci, lekko zapyziali, ponurzy. Architektoniczni brutale. Mało który nurt w architekturze był atakowany bardziej niż ten przejaw późnego modernizmu, który rozwijał się od końca lat 40. do lat 70. XX w.
Widziano w tych budynkach symbole opresyjnej władzy, bezdusznej biurokracji, megalomanii architektów. Gmaszyska przez lata zaniedbywane straszyły zaciekami na betonie i ciemnymi zaułkami. Aż nastąpił przełom. Od kilku lat obserwujemy powrót zainteresowania brutalizmem i jego rzeźbiarskimi formami. Oddolne ruchy społeczne bronią tych budynków przed wyburzeniami. Poświęcone im atlasy kubaturą ścigają się z pierwowzorami.
Nic dziwnego. Potężne betonowe słupy i odważne nadwieszenia mają moc megalitycznych struktur. Wyglądają, jakby pozwalały komunikować się z kosmosem. Ogromna większość historycznych brutali to jednak budynki publiczne. Wydawałoby się, że taka surowa, archaiczna estetyka kłócić się będzie z wyobrażeniem o przytulnym, wygodnym, domowym azylu. Tymczasem – niekoniecznie. Coraz częściej znajdują się dziś inwestorzy chętni odnowić oryginalne brutalistyczne domy prywatne, ponownie wydobyć ich niełatwą urodę spod karton-gipsu.
Także w nowych realizacjach pojawiają się zaczerpnięte z tego stylu brawurowe motywy: wielkie betonowe płaszczyzny, wyeksponowane szkielety konstrukcji, kasetony. W definicji brutalizmu zawiera się szczerość materiałów. Te domy mówią, jak jest, nie zwodzą, nie kręcą, nie pudrują nosków. Jak beton, to beton. Nie znajdziecie tu marmurowych płytek montowanych klejem do ściany z pustaków ani drewnopodobnej ceramiki! To za tę uczciwość architekci cenili brutalizm, gdy się rodził. Za nią go lubimy, gdy dziś zmartwychwstaje.