Asia i Wojtek marzyli o domu za miastem. Na swoje miejsce na ziemi wybrali okolice Zalewu Zegrzyńskiego
O domu daleko od zgiełku miasta Asia i Wojtek marzyli od dawna. Przede wszystkim ze względu na dzieci – chcieli, aby miały więcej swobody, mogły dorastać w otoczeniu zieleni, a nie betonu. Decyzję o przeprowadzce podjęli pięć lat temu, tuż przed narodzinami najmłodszej córki. Swoją przystań znaleźli kilkanaście kilometrów od Zalewu Zegrzyńskiego, pomiędzy Narwią a Wisłą, w malowniczym Krubinie.
Koncepcji aranżacyjnych miałam wiele – opowiada Asia. – Za najważniejsze uznaliśmy jednak z mężem to, by dom był przyjazny dzieciom. Ciepły, radosny, bez klinicznego chłodu białych ścian… Wiedziałam też, że nie chcę białej kuchni, wbrew panującym wtedy trendom. Ponieważ jestem z natury przekorna, wybrałam szarą – śmieje się.
Nad zalew przeprowadzili się z warszawskiej Białołęki. Mieszkanie liczyło 80 metrów, miało dwa poziomy i trzy balkony. Było całkiem niezłe, ale nie idealne. Obecny dom jest prawie dwa razy większy i oprócz otwartego parteru ma poddasze z pokojami dzieci i łazienką. No i najważniejsze: stoi pod lasem, wśród pól i łąk.
Właściciele niewiele zmienili w projekcie. – Tylko umiejscowienie schodów na pierwsze piętro oraz łazienki – wyjaśniają. Wcześniej schody znajdowały się tuż przy wejściu. Przesunęli je w głąb mieszkania. Zaplanowana pod nimi niewielka ciemna łazienka nie spotkała się z ich uznaniem. Przenieśli ją do jednego z pokoi.
– Oczywiście już w trakcie mieszkania wychodzą różne rzeczy, o których nie myśleliśmy na początku, a teraz chętnie byśmy je zmienili, na przykład powiększyli przedpokój i dołożyli szafę, bo wychodzenie zimą na sanki całej naszej rodziny to nie lada wyczyn organizacyjny – wzdycha Asia.
Choć uwielbiają podróżować, już po kilku dniach tęsknią za swoim domem. – Tutaj cieszymy się każdą porą roku. Zimą, po sankach, grzejemy się przy kominku, z kubkiem kakao. Latem spędzamy większość czasu w ogrodzie. Dzieci biegną do niego już z samego rana, jeszcze w piżamach, z mufinkami w rękach. Mieszkanie w bloku nie pozwala na taką swobodę – dodaje.
Ciepło Skandynawii
– Lubimy naszą otwartą przestrzeń. Celowo była tak zaaranżowana, żebyśmy mogli wspólnie spędzać jak najwięcej czasu. W jadalni przy posiłkach lub grając w planszówki, na kanapach oglądając filmy i emocjonując się meczami – mówią właściciele. Asi zależało też na tym, by w domu było dużo drewna. Chciała odejść od bieli i szarości, z którymi przede wszystkim kojarzony jest styl skandynawski. Stąd drewniane podłogi, blaty, parapety.
Szafka maskująca
– Nie chciałam kuchni całkowicie otwartej – mówi Asia. – Dużo gotuję, a wtedy wiadomo, zawsze robi się lekki bałagan. Wyspa go idealnie zasłania. Na imprezach staje się bufetem. Ale najbardziej lubię, gdy stoi na niej duży wazon z kwiatami – dodaje. Po lewej stronie regał z „krzywymi” półkami. To miejsce na książki kucharskie pani domu.
Letni pokój
Taras jest naturalnym przedłużeniem salonu. Na podeście z desek stoją całoroczne sosnowe meble. – Tu piknikujemy i jest to nasza wiosenno-letnia jadalnia – wyjaśnia właścicielka. – Jemy tu weekendowe śniadania lub grillujemy. Od słońca i wiatru osłaniają żaluzje (przesuwają się na rolkach na podłodze). Meble zimują na tarasie – gdy nadchodzą chłody, zabezpieczane są brezentem.
Polski hand made
Szarości, kawa, kawa z mlekiem… Oto paleta kolorystyczna sypialni. Po obu stronach łóżka Asia postawiła wysokie, wąskie regały – pełnią rolę nocnych szafek, z tym że mieszczą o wiele więcej książek. Dodatkowo ładnie porządkują przestrzeń. W kwestii dodatków gospodarze postawili na rodzime wzornictwo – makramę i pled autorstwa Wioletty Sałasińskiej. Efekt? Miękko i przytulnie.
Dobre pomysły
W sypialni Asia urządziła miejsce do pracy. I tu dała o sobie znać jej przekorna natura: zamiast biurka – stół, a właściwie blat na kozłach. Zamiast biurowego krzesła – wygodny, stylowy fotel. Jest zaskakująco, twórczo i bardzo kobieco.
Kącik do pracy w miejscu, w którym wypoczywamy, nie jest złym pomysłem. Głównie z tego powodu, że panuje tu spokój.
1. Biurko czy stół. To zależy od metrażu pomieszczenia i stylu naszej pracy. Gdy potrzebujemy tylko laptopa, wystarczy najmniejsze biureczko albo nawet sam blat szerokości parapetu. Gdy rysujemy, projektujemy, czytamy, robimy notatki – lepszy będzie większy wygodny stół. Do tego organizer--nadstawka, pionowa tablica na notatki i gotowe!
2. Jakie światlo. Najlepiej, gdy kącik do pracy wykorzystywany jest w godzinach nie kolidujących ze spaniem – wtedy biurko stawiamy jak najbliżej okna, bezpośrednio pod nim albo tak, by naturalne światło padało z prawej lub lewej strony. Ale jeśli zdarzy się, że trzeba popracować późnym wieczorem, światło nie może przeszkadzać śpiącej osobie.Powinno świecić w kierunku góra-dół i nie rozpraszać się po pokoju
Na miarę potrzeb
Pomiędzy łazienką a salonem znajduje się pokój gościnny z rozkładaną kanapą. Właściwie to łączy on również funkcje gabinetu i biblioteki. – To moja i męża samotnia – wyjaśnia Asia. – Tutaj mamy swoje płyty, książki. Tu się chowamy przed dziećmi – żartuje. Klasyczny charakter aranżacji przełamują nowoczesne dodatki – druciany kosz i taboret z metalowymi nogami. Dodają wnętrzu zadziorności.
Czysty przypadek
Łazienkę urządzono w miejscu pierwotnie przeznaczonym na pokój – właścicielom zależało na tym, żeby miała okno. Biały regał wstawili tu „na chwilę”, bo się nie zmieścił gdzie indziej. – Docelowy miał być taki jak blat pod umywalkami – wyjaśnia Asia – ale ten „zagrał” i już został. Jest inaczej, ale fajnie.