Biel moja miłość. Kolekcja białej porcelany
Jola Musiałowicz znana jest artystycznej wyobraźni i świetnej kuchni. Pasjonuje ją projektowanie biżuterii i kolekcjonowanie białej porcelany. Tylko nam pokazuje swoją imponującą zastawę i zdradza miejsca, w których możemy trafić na prawdziwe skarby.
Autor: Jacek Kucharczyk
Meble kuchenne zdradzają upodobanie Joli do białego koloru. Za lakierowanymi frontami z IKEA kryją się jej zbiory porcelany. Główną ozdobą kuchni są srebrno-szare płytki z tapetowym wzorem położone nad blatem oraz wycinanka z folii w oknie.
Moje Mieszkanie: Nie masz czasem ochoty kupić coś kolorowego?
Jola Musiałowicz: Nigdy. Biel jest mi w domu potrzebna. Tu odpoczywam od feerii kolorów i fantazyjnych dekoracji, z którymi mam do czynienia na co dzień w pracy. Taka kolekcja ma same plusy:
łatwo zestawiać różne naczynia ze sobą, pasuje do obrusów we wszystkich kolorach, świetnie się komponuje ze srebrnymi sztućcami.
M.M.: Jak wybierasz? Na co zwracasz uwagę? Masz ulubione marki porcelany?
J.M: Marka jest bez znaczenia. Liczy się ładna forma. Tak naprawdę to już niczego w kuchni mi nie brakuje, ale gdy widzę coś ciekawego w sklepie albo na targu, nie mogę się oprzeć pokusie i wracam do domu
z kolejną sosjerką albo dzbankiem. Choć nie robię tego codziennie, moje szafki pękają już od białych skorup.
M.M.: Używasz ich na co dzień?
J.M.: Oczywiście. Służą mi w kuchni, jadalni, ale także do ozdabiania mieszkania. Ciągle coś zmieniam, przestawiam. Gdy przyjmuję gości, nie mam problemu z niebanalnym nakryciem stołu.
M.M.: Chyba wydajesz na to majątek?
J.M.: Skądże znowu, nie ma u mnie nic kosztownego, bo lubię kupować dobrze, ale niedrogo. Mam wyrobione oko i w stercie różności zawsze wypatrzę coś atrakcyjnego. Na tym polega cała przyjemność.
M.M.: A jeśli ktoś nie ma wyrobionego oka?
J.M.: Tej wrażliwości nabiera się z czasem. Trzeba się po prostu przyglądać przedmiotom i ćwiczyć w sobie instynkt łowcy.
Najlepsze na zakupy.
Lubię te miejsca, gdzie czeka mnie niespodzianka i gdzie mogę szperać godzinami do chwili, aż coś wpadnie mi w oko.
Uwielbiam pchle targi na Kole w Warszawie, na krakowskich Grzegórzkach i przy placu Wolności w Lublinie.
Odwiedzam sklepy z artykułami gospodarstwa domowego w małych miastach, na przykład w Busku, Ciechanowie czy Pułtusku; można tam znaleźć naprawdę niezwykłe rzeczy.
Zawsze uważnie przeglądam to, co handlarze starociami wykładają na gazetach przy moim bazarku warzywnym.
To lubię
- Zmieniać dekoracje zależnie od pory roku i nastroju. Moich naczyń używam nie tylko w kuchni i przy stole. Ozdabiam nimi całe mieszkanie, nawet łazienkę. Chowam jedne, wyjmuję inne. Wkładam do nich korale (mam ich sporo), rośliny, owoce, kamienie.
- Wymyślać nowe zastosowanie dla rzeczy. Przykłady? Małe koło garncarskie ( jest u mnie podstawką
pod imbryk, do sosjerki wkładam niskie kwiatki, a w kamiennym garnku na blacie zamiast ogórków przechowuję butelki z oliwą, octami winnymi i sosami.Wysłużone przedmioty, nie tylko kuchenne. Stoją na blacie z sentymentu i dla ozdoby, mają wdzięk i charakter, jak np. XIX-wieczna waga do listów. - Platerowane wyroby: talerze, świeczniki, patery,solniczki. Nawet stare i przetarte, gdy zostaną wypolerowane, wyglądają elegancko w towarzystwie białej porcelany.
- Stylowy miszmasz. Chętnie łączę nowoczesne formy z tradycyjnymi. Nie boję się nawet bardzo ryzykownych zestawień, bo kocham eksperymentować.