Gościnne Podhale
Sztab utalentowanych rzemieślników czuwał nad tym, by dom powstał zgodnie z podhalańską sztuką. A Michał i Marysia dbają o to, by goście chcieli tu wracać. Nie tylko od święta
Kopa jaj, cztery baby drożdżowe, dwie piaskowe, do tego jeszcze pasztet. Mama przygotuje gar żurku, resztę załatwi bratowa – wylicza ze skupieniem Marysia. – Bo u nas w rodzinie jest ścisły podział ról. My z Michałem organizujemy Wigilię, a Wielkanoc spędzamy na przemian to u siostry, to u brata – wyjaśnia.
Dobre miejsce
Cieszy się, że po studiach przenieśli się do Maruszyny. Tęskniła za widokiem tatrzańskich szczytów. No i cała rodzina jest na miejscu, co ma szczególne znaczenie ze względu na pracę Michała. Jako geodeta morski więcej czasu spędza na statku niż w domu. Najpierw wybudowali dom dla siebie. A potem pomyśleli, że swoim skrawkiem nieba podzielą się z innymi. I wtedy się zaczęło – zamawianie projektu, załatwianie pozwoleń, poszukiwania ekipy. – Okazało się, że mamy szczęście do solidnych fachowców. Od cieśli przez zduna po stolarza – wszyscy okazali się rzetelni i pomocni. Wielu z nich wykonuje swój zawód z dziada pradziada. Bez nich nasza osada nie mogłaby powstać – wspomina Marysia. Miłość do Tatr ma w genach. Nic więc dziwnego, że zamarzył jej się domek w górskim stylu – surowy, przestronny, pełen lokalnego rzemiosła. – Jak to dobrze, że jest Pinterest! Dzięki niemu mogłam zajrzeć do najpiękniejszych góralskich chat i alpejskich chaletów, żeby wybrać najlepsze rozwiązania – opowiada.
Góralskie tradycje
Goście są dla Marysi i Michała jak rodzina. Wielu z nich zresztą wraca: to na święta, to na długi weekend, to na wakacje. Wczesną wiosną przyciągają ich ciągle ośnieżone stoki i wielkanocne tradycje.
– W lany poniedziałek miłośnicy starego sprzętu narciarskiego spotykają się na Kalatówkach, by wziąć udział w Biegu o Wielkanocne Jajo – mówi Marysia. – Kto wie, może w tym roku wyciągniemy narty po dziadku i sami ruszymy na stok?