Iwona rzuciła pracę i została "królową boho". Zaczęło się od luster w pióropuszach
Nowe mieszkanie – ba, już nawet sam salon – odzwierciedla moje pasje, zamiłowanie do ciekawych wnętrz, luster boho oraz zwierząt i roślin – mówi Iwona – Zapraszam do mojego świata!
Bardzo lubię moje obecne życie. Choć jest wypełnione do granic możliwości obowiązkami i mam napięty codzienny grafik (pobudka, szykowanie dzieci, śniadanie, odprowadzanie córki do przedszkola, powrót, spacer z psem, domowe porządki, zakupy, praca nad lustrami i profilem na Instagramie, przygotowanie obiadu, odbiór córki itd.), to i tak sprawia mi więcej radości niż poprzednie, gdy pracowałam po osiem godzin dziennie jako kierownik sklepu. Teraz, kiedy zostaję w domu sama, od razu rozkładam na jadalnianym stole swój „zakład”, czyli wytwórnię luster boho i przenoszę się do świata rafii oraz plecionek.
Kilka lat temu byłam korespondentką pewnej firmy organizującej targi w Warszawie. Przeprowadzałam wywiady z ciekawymi ludźmi, kręciłam filmy, robiłam zdjęcia. Koordynowałam też na moim profilu na Instagramie wyzwanie dla obserwatorek: zachęcałam je do stworzenia luster z ramami z materiałów naturalnych albo odzyskanych, np. z gałęzi czy patyczków po lodach. Sama również zrobiłam lustro z ramą z rafii. Pochwaliłam się nim w internecie. Reakcja dziewczyn była entuzjastyczna.
„Iwona, zrobisz mi takie samo?”, „A ile kosztuje?” – pytały moje obserwatorki na Instagramie. Pomyślałam, że może warto zacząć tworzyć lustrzane tafle z pióropuszami z rafii na zamówienie. Tylko jak pogodzić to z pełnoetatową pracą? Problem sam się rozwiązał, gdy w szczycie pandemii musiałam rozstać się z kierowniczym stanowiskiem. Postanowiłam więcej uwagi poświęcić lustrom, zgłębiałam ich budowę, technikę wykonania, marketing.
Założyłam mały biznes Boho Lustra. Oczywiście obawiałam się, czy sobie sama poradzę (praca mojego męża wiąże się z wyjazdami, w ciągu tygodnia zwykle przebywa poza domem). Ale wtedy pomyślałam o babci Genowefie, która dawno temu prowadziła własną firmę, zajmowała się produkcją mat ze słomy oraz dywanów z kawałków materiału. Sprzedawała je w całej Polsce. Może mi również się poszczęści? Jak na razie jest całkiem nieźle. Otrzymuję sporo zamówień na moje „wyplatanki”, a wykonywanie ich sprawia mi chyba jeszcze większą przyjemność niż wcześniej. Traktuję je jako mój sposób na kreatywność i… rozwój.
Lustra mojego autorstwa wisiały w salonie dosłownie chwilę. Trafiły do nowych właścicieli, którzy potrzebowali ich „na już”. Wciąż brakuje mi czasu, by wypleść sobie nowe. Jak to się mówi… szewc bez butów chodzi. Na pewno nie rozstanę się jednak z półką nad sofą. To dzieło moje i męża Waldemara. Dębową deskę przywieźliśmy z działki, gdzie przechowujemy trochę takich materiałów, a metalowe podpórki kupiliśmy w OBI. Na półce stawiam głównie dekoracje ceramiczne oraz rośliny. Uwielbiam wplatać do aranżacji naturę, nie tylko w formie żywej, ale też malowanej, jak paw na poduszce (OBI) lub las na tapecie (Komar).
Połączenie stylów boho, rustykalnego i vintage – w takim klimacie urządziłam mieszkanie będące jednocześnie moim miejscem pracy
Beże, brązy, zielenie – tzw. kolory ziemi – tworzą aktualnie moją ukochaną paletę barw. Są idealne do salonu – miejsca relaksu i spotkań naszej rodziny (mamy z mężem 16-letniego syna Bartka i 6-letnią córkę Wiktorię). Na aksamitnej sofie chętnie odpoczywam po pracy. Lubię też siadać na fotelu z lat 70., odświeżonym przez firmę 50'store. Stolik z drewna egzotycznego przydaje mi się do odstawiania kawki.
Kuchnię zaprojektowałam sama, a wykonał ją znajomy męża, który szczęśliwym zrządzeniem losu miał wolny termin. Wybrałam białą lakierowaną zabudowę z prostym wykończeniem, mimo że nie przepadam za minimalizmem. Skąd więc taki wybór? Uznałam, że do takiej zabudowy łatwiej będzie dopasować dodatki. Poza tym nie było czasu na dywagacje, chcieliśmy się wprowadzić za miesiąc. Dziś kuchnia tętni kolorami dekoracji, pięknie rosną w niej też (przy sztucznym świetle) begonie i kalatee.
Jadalnia zamienia się w warsztat na kilka godzin dziennie, zazwyczaj gdy jestem sama w domu. Potem wszystko wraca do normy. Na stole pojawiają się misa z drewna na dekoracje, świeże kwiaty, świece, wyplatane podkładki i naczynia (jak angielska filiżanka z targu staroci).
Nasza papuga Rico (mnicha nizinna) fruwa po całym domu, ale azyl ma w wolierze w salonie. Kochany ptaszek pomaga mi w pracy: bierze rafię w dzióbek i próbuje wpleść ją w taflę. Drugi zwierzak – pekińczyk Pusia – przeważnie wtedy śpi. W dębowych witrynach (Bemondi.pl) urzekł mnie ich charakter retro oraz odcień kości słoniowej. Stół z drewna egzotycznego (Beliani.pl) zestawiłam z zaokrąglonymi krzesłami Makan (Ballyhands.com). Karnisze zrobiliśmy z mężem sami z kupionych w markecie budowlanym kijów bambusowych i drewnianych wsporników. Za oknem widać balkon, który jeszcze przed latem przeobrażam w miejską dżunglę.
Lustra robię na stole. Bałagan jest wtedy niesamowity! Dookoła mnóstwo rafii… A potem – wielkie sprzątanie!
Na sypialnię od razu miałam pomysł. Wiedziałam, że musi się w niej znaleźć zagłówek (Bohoswing.com) i 16-letnie łóżko w masywnej, dębowej ramie. Do tego gąszcz roślin, głównie ozdobnych z liści. Doglądam je z przyjemnością – to pozwala mi się odprężyć po intensywnym dniu.
Wymyśliłam sobie kiedyś taki kwietnik: makramowe osłonki na doniczki wiszące na gałęzi. Ten piękny wyrób to praca Magdy z Makramy na Blokowisku. Pod rośliny namalowałam lamperię, oddzielając ją listewką od tapety w palmy (Komar). Kapitańskie krzesło przy biurku znalazł na ulicznej wystawce mój tata. Wystarczyło lekko je odświeżyć.
Papierkową robotę wykonuję przy sekretarzyku. Tu także porządkuję myśli w głowie, tworzę koncepty kreatywne, prowadzę profile na Instagramie: @iwona_boho_home oraz @bohohome_sklep. Aby przestrzeń sprzyjała miłej pracy, wprowadziłam do niej mnóstwo cieszących oko drobiazgów, m.in. gablotkę z biżuterią, świece, żywe rośliny.
Szukając mebli, najpierw rozglądam się za tymi z drugiej ręki. Takie podejście wydaje mi się bardziej ekologiczne
Gdy kilka lat temu zaprojektowałam pierwszy pokój córeczki (jeszcze w poprzednim miejscu zamieszkania) i zamieściłam jego zdjęcia na Instagramie… otrzymałam wiele pozytywnych komentarzy. Przy drugim – rozwinęłam skrzydła. Stworzyłam bajkowo-nostalgiczną przestrzeń dla dziewczynki. Tapetę znalazłam w Photowall Sweden, baldachim – w Numero 74. Koralikową lampę kupiłam na Ballyhands.com, a dekorację baloniki wypatrzyłam w ofercie polskiej marki SuperBalloon.
Córka uwielbia swój pokój, z radością wita nowe dodatki i ozdoby
Nawet w niedużym przedpokoju udało mi się utrzymać klimat boho. To zasługa głównie dekoracji ściennych: wachlarza z rafii, kapeluszy czy naszyjnika, które zdarza mi się nosić w sezonie. Ozdobę z czaszką zwierzęcia stworzyła moja siostra, zajmująca się taksydermią (FaunForest). Grafiki i zdjęcia wymieniam co jakiś czas, żeby mi się nie znudziły. Zwijam je do tuby i wkładam do szafy. W szafie w holu (oraz w sypialni i piwnicy) przechowuję również artykuły niezbędne do produkcji moich luster boho.
Moja mama mówiła, że już jako małe dziecko plotłam warkocze i sprytnie przebierałam paluszkami. Dziś ta umiejętność przydaje mi się w mojej pracy…
Poprzednio mieszkaliśmy w domu. Sprzedaliśmy go i musieliśmy opuścić w ciągu miesiąca, bo nowi właściciele chcieli się jak najszybciej wprowadzić. Przy urządzaniu tej łazienki, podobnie jak kuchni, było mało czasu na decyzje i planowanie. Jakimś cudem udało nam się znaleźć pana do wykończenia wnętrza, który specjalnie zrezygnował z urlopu! Położył płytki i zamontował kabinę prysznicową. Szafkę umywalkową – na zamówienie, razem z zabudową kuchenną – wykonał kolega męża. Zależało mi na dobrze oświetlonym lustrze. Ucieszyłam się, gdy znalazłam w Ostrołęce firmę Lus-ar, produkującą tafle na wymiar z podświetleniem. Aby przełamać przewagę prostokątnych form, wybrałam owalną umywalkę z OBI.
Na dwa bambusowe regaliki trafiłam w internecie. Były używane, ale w dobrym stanie, niedrogie, do odbioru w Warszawie. Szybko zadzwoniłam do koleżanki ze stolicy, czy mogłaby je dla mnie wziąć, a ja po nie przyjadę. Zgodziła się… W łazience stoi tylko jeden, bo drugi nachodził pół centymetra na wiszący obok kaloryfer. Trafił więc do pokoju syna, tam też dobrze się prezentuje. Bambusowe pudełka znalazłam w Pepco, a te ozdobione muszlami – na Ballyhands.com.