MM 10/15 - Dorota Sulżyk: Mam w głowie kolorową łąkę!
Jestem po prostu zaprogramowana na kolor. Kolory są chyba najważniejsze w tym, co robię – mówi Dorota Sulżyk z Gródka, która dołączyła do naszego Klubu Kobiet z Pasją. – Filcuję, szyję, projektuję biżuterię, robię gobeliny, a każda rzecz wychodząca spod mojej ręki mieni się barwami…
Autor: Mariusz Purta
Widoczny stojak-ekspozytor wykonany został z uschniętej jabłonki. Kura powstała z „wielkanocnej potrzeby chwili” techniką rzadko stosowaną przeze mnie – filcowania na sucho igłą. Każdy, kto filcuje, wie, że kuleczki, z których zrobiłam bransoletę, wymagają wielu żmudnych, monotonnych godzin pracy. Moja córka ma do tego złote ręce, dlatego mi często pomaga.
Spis treści
Ukochane, wyraziste pomarańcze, zielenie, czerwienie, żółcienie, fiolety, turkusy… Nie rozmyte i pastelowe, ale ostre kolory. Pracując nad swoimi wytworami, bawię się tymi barwami. Tak było zawsze. W szarych latach 80. XX wieku szyłam torby ze skrawków, robiłam drewnianą biżuterię, godzinami dziobałam specjalną igłą i przewlekałam włóczki, tworząc gobeliny. W liceum mówili na mnie „ta w kapciach”, bo chodziłam w tęczowych gobelinowych kapciochach własnej roboty. Na studiach polonistycznych naszywałam na spódnice aplikacje, szyłam bluzki z chust. Od zawsze otaczam się kolorami – wtedy wiem, że żyję - opowiada Dorota, która dołączyła do naszego Klubu Kobiet z pasją.
Zmarnowaliście dom…
Tak właśnie powiedziała moja ciocia, łapiąc się za głowę, podczas pierwszej wizyty w naszym drewnianym domu, widząc mocne kolory, które w nim królowały. Wybudowaliśmy go w moich rodzinnych stronach. Oboje z mężem jesteśmy humanistami, nauczycielami, mamy tysiące książek, które malowniczo prezentują się na tle barwnych ścian. Gdy 16 lat temu tu się sprowadzaliśmy, nie było łatwo o farbę w intensywnym kolorze. Kupowaliśmy dziesiątki tubek Śnieżki, by nadać białej farbie odpowiednią barwę. Teraz malowanie to dziecinna igraszka. Nasze córki, 13-letnia Sonia i 11-letnia Lena, podzielają nasz zachwyt kolorami.
Sunduk na szczęście
Z każdym rokiem traciłam kolejne godziny pracy w szkole, więc nasza biblioteka na poddaszu powoli przekształcała się w warsztat rękodzielniczy. Gdy po 19 latach straciłam pracę w ogóle – stała się pracownią, bo założyłam firmę! Nazwałam ją Sunduk – na Podlasiu to nazwa kufra posażnego. Kilka lat temu swój sunduk otworzyła moja babcia, a ja zakochałam się w tych skarbach! Stare – utkane przez nią na krosnach – dywaniki, samodziały, lniane ręczniki, a wśród nich wielobarwny bieżnik sprzed ponad 60 lat! Prawdziwe cuda! Pomyślałam więc, że nazwa ta ma dobrą konotację i energię, poza tym idealnie pasuje do tego, co robię. Możecie się o tym przekonać na moim blogu, Sundukdorotasulzyk.blogspot.com – zapraszam!