Marcin postawił na miks retro i nowoczesności. Zaglądamy do dwupoziomowego mieszkania w Krakowie
Marcin zlecił takie zaprojektowanie swojego krakowskiego mieszkania, by wyglądało jak... niezaprojektowane, bez wrażenia, że jest „na zawsze”. Lokum dla człowieka w drodze, który nie chce obciążać się rzeczami, ale bardzo je lubi.
Urządzając własne mieszkanie, Magda (wówczas strateg w agencji reklamowej) wpadła na pomysł stworzenia showroomu z modernistycznymi meblami znalezionymi na Allegro oraz pracowni projektowej, która owe skarby pomagałaby zagospodarować. Pierwszym jej klientem został Marcin, kolega z pracy, który właśnie kupił dwupoziomowe lokum przy placu Bohaterów Getta.
Z okien na piątym piętrze rozpościera się pyszny widok na dachy starego Podgórza, kościół na Rynku Podgórskim i kościół św. Benedykta na Wzgórzu Lasoty, a z poddasza można popatrzeć na centrum miasta, Kazimierz i Wawel. Układ wnętrz pozostał właściwie bez zmian, projektantka zlikwidowała jedynie drugą łazienkę przy sypialni na antresoli – w jej miejscu powstała obszerna garderoba, do której, dzięki istniejącej instalacji wodno-kanalizacyjnej, wstawiono pralkę.
– Nie chciałem nowoczesnego mieszkania, które jest zamkniętą formą – wyjaśnia Marcin. – Żadnych zabudów, udziwnień, światełek LED. Zależało mi na przestrzeni, którą będę mógł z czasem zagracić, chciałem mieć miejsce na kolejne meble, dodatki, pamiątki – dodaje. Spodobał mu się miks staroci i rzeczy nowoczesnych, który zaproponowała Magda. A także jej sposób pracy. – Szukając rzeczy na internetowych aukcjach, nie da się od razu wszystkiego zaprojektować. Szukasz jednego, a znajdujesz drugie, i trzeba rewidować plany! – podsumowuje.
Kręte ścieżki
W dwupoziomowym mieszkaniu strefy dzienna i nocna są naturalnie rozdzielone, ale nie zamknięte – właścicielowi zależało na tym, by przestrzeń była jak najbardziej uwolniona. Dlatego meble są niewielkie i tak ustawione, by można było poruszać się między nimi, korzystając z wielu „ścieżek”. Stąd też proste schody, choć początkowo Magda i Marcin przymierzali się do kręconych – zajęłyby jednak zbyt dużo miejsca, zabrakłoby go dla telewizora i fotela.
Motyl pod nagą zmorą
Fotel Butterfly (projekt z 1938 roku, autorstwa argentyńskich architektów skupionych w Grupo Astral) to jeden z internetowych „strzałów” Magdy. – Wysłałam Marcinowi link do aukcji, bez większej nadziei (to jednak droga rzecz), ale odpowiedział: „Robię sobie prezent!” – wspomina projektantka. Nad fotelem plakat Franciszka Starowieyskiego do filmu „Zmory” (1978).
Przyciąganie przeciwieństw
– Operowaliśmy kontrastami, np. schody są czarne, zbudowane z „fabrycznej” stali, a pod nimi miękki perski dywan i sofa o łagodnie zaokrąglonych liniach – wyjaśnia projektantka. Nie ma tu rzeczy zawieszonych między stylami, pasteli, półtonów. A jednak wszystko do siebie pasuje!
W kłębach dymu
Barek na kółkach został kupiony z myślą o adapterze i kolekcji winyli, było ich jednak zbyt wiele, mebel służy więc zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem (płyty znalazły miejsce pod schodami). Orientalny stołek, na którym stoi doniczka z palmą pochodzi z TK Maxx. Obraz to „Palacze” Dominiki Bobulskiej.
Praca i pasja
Biurko w „pracowni” to kawałek kuchennego blatu i metalowe nogi, oba elementy kupione w IKEA. Doskonale tu widać, o co chodziło Marcinowi, gdy mówił, że chce mieć białe ściany – tło dla sztuki (i sztuczek).
Równowaga w przyrodzie
Do wzorzystej tapety Marcin był najmniej przekonany, teraz się z niej cieszy – dżungla „robi” wnętrze. Nawiązuje do stylu mid-century modern, którego oryginalnym przedstawicielem jest złota lampa. Obraz na sztaludze, „Dywan” Mateusza Kołka, i gitary to stały element wystroju, a nie scenografia do sesji.
Puls miasta
– Plastikowe figurki kupiłem podczas jednej z imprez w rodzaju targi designu, papierowa to wycinanka z gry „Wiedźmin” – opowiada Marcin. Był klientem zaangażowanym w proces tworzenia wnętrz (to nie zawsze jest oczywiste). Gdy Magda przeczesywała Allegro, on w poszukiwaniu inspiracji penetrował freundevonfreunden.com – warto tam zajrzeć, żeby zobaczyć, poczytać, czym oraz jak żyją ludzie kultury i sztuki z miast całego świata.
Dreszczyk emocji, współzawodnictwo – tropienie wzornictwa to nie są zwykłe zakupy! Liczy się refleks, wiedza i wyczucie.
1. Bądź czujny! Polowanie na dizajn zaczyna się przy altanach śmietnikowych – tam zaglądają osoby, które sprzedają meble w sieci. Przeczesują też internet – jeśli ktoś pozbywa się wyposażenia po dziadkach (zwykle na olx.pl, Allegro, eBay), pierwsi zgłaszają się do niego handlarze – uprzedź ich! Będzie taniej, a nawet za darmo – jeśli bliscy nie mają pomysłu na wykorzystanie starych rzeczy, ale żal im je wyrzucać; wtedy kosztem jest tylko transport. Trzeba zaglądać na stronę codziennie, rano lub późnym wieczorem (oferujący wrzucają ogłoszenia po przyjściu do pracy lub gdy dom już usypia).
2. Co wybierać? Jeśli chcesz ustrzelić coś ciekawego, omijaj hurtowników (uwaga nie dotyczy oficjalnych dystrybutorów). Ktoś, kto oferuje kilkadziesiąt takich samych krzeseł, budzi podejrzenie o handlowanie dizajnem inspirowanym, czyli podróbkami (chyba że wyprzedawane jest wyposażenie jakiegoś obiektu, np. kina, wtedy można kupić stare fotele po 30–40 zł za sztukę!). W przypadku klasyków dizajnu dobrze porównać parametry oferowanego mebla z oryginałem – na stronie projektanta lub producenta. W sieci można też znaleźć zdjęcia i opisy mniej znanych projektów, np. polskiego wzornictwa z lat 50.–70. Warto się z nimi zapoznać, zwłaszcza gdy zamierzamy zainwestować w coś bardzo zniszczonego.
3. Ważna podpowiedź. Smukłe, toczone i zwężające się do dołu nóżki (ale nie tylko one), zakończone kuleczkami, to tzw. motyw atomu (USA) i wisienki (Francja) – prawdziwy hit, tak jak plecionki, także z żyłek. Na początek skorzystaj z doświadczenia pośredników-fascynatów dizajnu, takich jak Magdalena Milejska.
Forma przestrzenna
Ktoś inny „pociągnąłby” zabudowę za toaletą do samego sufitu, ale ani Magda, ani Marcin nie lubią takich rozwiązań. Powstał więc występ, który służy jako półeczka i razem z kominem oraz podestem pod umywalkę tworzy przestrzenną formę – mocną szarością wybijającą się z wzorzystego tła.
Za sprawą optycznych trików w rodzaju jasnych ścian, luster i ukrytych świateł łazienka nie powiększy się na tyle, żeby warto było się tym ograniczać. Postawiliśmy więc na ciemne kolory i oryginalne wykończenie ścian i podłogi. Namówiłam Marcina na hiszpańskie kafle o wyrazistym wzorze. Ich ułożenie nie jest łatwe, szczególnie gdy (tak jak tutaj) pojawiają się na kilku, zbiegających się ze sobą płaszczyznach. Wzory muszą do siebie pasować, inaczej dadzą nieznośne wrażenie chaosu. Bardzo żałowałam, że nie dało się zrobić liniowego odpływu, bo efekt byłby jeszcze bardziej spektakularny, ale zastosowanie brodzika z konglomeratu również pozwoliło na zachowanie harmonii.