Nowoczesne mieszkanie z ceglaną ścianą
Gładka, lśniąca biel przełamana chropawą cegłą to motyw wystroju dwukondygnacyjnego mieszkania w nowej kamienicy na starej, rzemieślniczej Woli. Mieszkają tu Kinga i Konrad, para trzydziestolatków, która lubi mieć „kawę pod domem”, czyli miejskie przyjemności w pobliżu.
Autor: Mariusz Bykowski
Gospodarze, chcąc nawiązać do robotniczego charakteru dzielnicy, sprowadzili dodatkowo blisko 2,5 tony cegieł z rozbiórki zabudowań fabrycznych. Niektóre są poszarpane, w innych wypalono fabryczne znaki. Kładąc je, murarz zadbał o zróżnicowanie barw i faktur, tak by ściana nie była monolitem.
Jest jak szczery uśmiech, który odsłania garnitur białych, lśniących zębów: tak swoje dzieło postrzega projektant tego mieszkania Paweł Bednarczyk. I chyba ma rację. Równy rytm białych frontów mebli, w bramowaniu bladoczerwonej cegły, to estetyczny wzór definiujący mieszkanie w centrum robotniczej Woli.
Wybór mieszkania
Para właścicieli: on z Mokotowa, ona z warszawskiej Pragi. Poznali się 11 lat temu. Studiowali - każde po swojej stronie Wisły. Pierwsze mieszkanie wynajęli na Woli, ulicę dalej. Kompromis. Konradowa strona Wisły, lecz stara przemysłowa architektura bliska zabudowaniom Pragi, jaką lubi Kinga. - To pierwsze, wynajmowane mieszkanie miało 18 mkw. Zajęłoby pół obecnego salonu - śmieje się Konrad. Wtedy polubili wolskie nieugrzecznione klimaty. Przeprowadzili się co prawda na Ursynów, ale szybko stamtąd uciekli. Z ulgą wrócili do miejsca, które pulsuje życiem - pomiędzy nowoczesne biurowce sąsiadujące z manufakturkami (o intrygujących specjalnościach), takimi jak: Zakład Prostowania Felg Samochodowych czy Zakład Produkcji Szczotek i Pędzli. Parę lat po studiach on pracuje w międzynarodowej firmie konsultingowej, ona organizuje szkolenia w dużym koncernie. Stać ich na 180 mkw w kamienicy stanowiącej ekskluzywną - jak na tę okolicę - plombę wśród wyszczerbionych murów. Mają ten sam widok z okna co kiedyś - na stary Browar Warszawski. No... prawie taki sam. Po browarze pozostał tylko budynek biurowy. - Kiedy pierwszy raz oglądaliśmy to mieszkanie, okna były otwarte i czuło się słodkawy zapach chmielu - wspomina Konrad.
Projekt wnętrz
Kupili je w 2003 r., gdy nie było mowy o wygórowanych cenach. Ówczesna właścicielka z dumą prezentowała falisty dekor, przechodzący pionowo przez ścianę łazienki, oraz ozdobne klamki w drzwiach zielonożółtej uchni, klamki przywiezione ze Szwecji, co podkreśliła. - Mieliśmy niezły ubaw, bo to nie było w ogóle w naszym stylu - podsumowuje Konrad. Przez kilka lat niczego jednak nie zmienili. Mówią, że trzeba pomieszkać, by poczuć duszę miejsca, by wiedzieć, jak ma być. Poczuli. Projektowanie trwało cztery miesiące, remont dwa. Wyprowadzili się na ten czas, a Kinga zakomunikowała Konradowi, że nie zajrzy tu, dopóki wszystko nie będzie gotowe. On odebrał to jako dowód zaufania. - Szczęście, że mieliśmy zaufanego projektanta - dodaje. - Paweł Bednarczyk zajął się wszystkim, od A do Z.
Czego brakuje we wnętrzu
Czego tu jeszcze brakuje? Konrad bez zastanowienia wylicza trzy rzeczy: 1. Duże lustro w małym gabinecie na poddaszu, nie żeby się w nim przeglądać, ale by pozbyć się uczucia ciasnoty. 2. Hamak w niezwykle wysokim, przeszklonym wykuszu (który przypomina werandę w angielskiej nadmorskiej willi). 3. Obraz na ścianie przy stylowym stole, bo przydałby się mocniejszy akcent, dla podkreślenia reprezentacyjnego miejsca (stół oraz krzesła zostały kupione na Allegro, krzesłom wymieniono później obicia). Ściana „stołowa” w salonie rzeczywiście wydaje się pusta. - Może lepiej, by taką pozostała? - zastanawia się Konrad. Mieszkanie, jak uśmiech, trzeba pielęgnować. Nie zagracać, nie wprowadzać nadmiernie dekoracyjnych elementów. Uczulił ich na to projektant. Chyba... że ktoś lubi błysk złotego zęba.