Pasją Ireny są fifne graty, swoje skarby zwozi z całego świata. "Kocham rzeczy z duszą"
W gwarze wielkopolskiej „fifne graty” to ciekawe starocie. Taką nazwę nadałam swojej pracowni, którą założyłam z miłości do starych przedmiotów. Od zawsze kocham pamiątki rodzinne, rzeczy z duszą i tworzenie dekoracji – mówi Irena.
Urządzanie domu było zawsze moją pasją, lubiłam otaczać się pięknymi, ciekawymi i oryginalnymi rzeczami. Od najmłodszych lat coś przerabiałam, zmieniałam. W rzeczach, które na oko nie nadawały się do niczego, widziałam potencjał. Nawet jeśli bywały w różnych stylach i do siebie nie pasowały, zatrzymywałam je, dawałam im nowe życie.
Z czasem więc nagromadziło się takie bogactwo „przydasi”, że mogłam je wreszcie wykorzystać do aranżacji domu. Mąż, który podziela moją pasję, zajmuje się zwykle stroną techniczną. Towarzyszy mi w poszukiwaniach: odwiedzamy często pchle targi, jeździmy do Czacza i Baszkowa k. Krotoszyna. Z wielką przyjemnością podróżujemy po Polsce i świecie, zwiedzamy targi staroci i antykwariaty.
Wiele pięknych przedmiotów zostało mi na szczęście po rodzicach. Ostatnio, bardzo wzruszona, odnawiałam ryczkę (w gwarze stołeczek), którą zrobił mój tata, a służyła nie tylko do siedzenia, lecz także do przechowywania szczotek i past do butów. Moją pracę można śledzić na profilu fb: Fifne graty. Dzielę się tam m.in. wiedzą z zakresu technik, jakie stosuję przy odnawianiu tego czy innego mebla.
Wkładam dużo starań i pracy, żeby nadać naszemu domostwu i jego otoczeniu swoisty klimat. Tworzą go przede wszystkim sprzęty używane w przeszłości, a teraz wyeksponowane między innymi wokół budynku gospodarczego, w którym już wkrótce nastąpi oficjalne otwarcie mojej pracowni. Niektóre ze skarbów mają nieznaną historię, inne są związane od bardzo dawna z naszą rodziną.
Po wielu latach prowadzenia zajęć plastycznych dla dzieci wreszcie mam czas na rozwijanie mojej pasji twórczej i oddaję się temu w pełni. Korzystając z blogów oraz instrukcji na YouTubie, poznaję nowe sposoby i techniki renowacji oraz zdobienia starych przedmiotów. Z każdym dniem z coraz większą swobodą wykorzystuję tę wiedzę w swoich projektach. Moje wyroby są niepowtarzalne, ponieważ używam do ich wykonania tego, co właśnie udało mi się zdobyć.
Mieszkamy w Wielkopolsce, w Pogorzałkach Małych. Tu znajduje się mój rodzinny dom, w którym w 1994 roku zamieszkaliśmy z mężem. Zbigniew pracuje w Ośrodku Kultury w pobliskim Koźminie Wlkp. Nasze córki, Zofia i Jagoda, są już dorosłe. Byłam nauczycielką plastyki i przez 16 lat dyrektorką szkoły w Borzęciczkach. Zawsze chętnie angażowałam się społecznie. Obecnie pełnię funkcje sołtysa naszej i sąsiedniej wioski oraz radnej w gminie Koźmin Wlkp. Teraz, na emeryturze, mogę wreszcie w pełni realizować się artystycznie.
Jadalnię zdobią secesyjny kredens oraz eklektyczne stół i krzesła. Za obrus służy kapa kupiona w second-handzie. W rogu pokoju postawiłam kufer z pchlego targu w Baszkowie, a ręcznie robiony dywan podarował mi brat.
Stare ślubne zdjęcia, zdobywane zwykle w antykwariatach, kolekcjonuję od dawna. Fotografie nowożeńców zajmują sporą część ściany salonu. W tym kąciku mieści się też kapliczka wykonana z centralki telefonicznej – stąd, jak mawiamy, można dzwonić bezpośrednio do Pana Boga. W środku znajduje się figurka Jezusa, od pokoleń w naszym domu.
Kocham kwiaty, a zwłaszcza róże, hortensje i lawendę, które królują w domu i ogrodzie. Ich motywy wykorzystuję w swoich pracach.
Analogowa maszyna do liczenia przyjechała do nas z Zawiercia. Ten „komputer” został uratowany podczas likwidacji jakiegoś zakładu pracy. I wciąż działa! Stojącą obok tubę, podobnie jak kilka innych instrumentów dętych, dostaliśmy od starszego pana, który już nie muzykuje. Uznał, że tutaj, w roli dekoracji, będą miały zasłużoną emeryturę.
Wszelkie ażury, koronki, hafty, kwiaty i przecierki, biel, róż i mięta. Dużo romantyzmu i słodyczy. Oto uproszczony przepis na naszą ukochaną kuchnię.
Kredens przywieziony z Niemiec pamięta lata 30. XX wieku. Gdy go kupiłam, był zielony. Naniosłam na niego warstwę białej farby i postarzyłam ulubioną metodą shabby chic. Przeznaczyłam go m.in. na kolekcję starych budzików (jej część jest też w sypialni) oraz kanek na mleko. Przy futrynie mosiężny wieszak z wizerunkiem psa, służący do wieszania kluczy, który był w rodzinie od zawsze. Nad nim miniaturowe haftowane obrazki z owocami i kwiatami.
Emaliowane naczynia udało mi się kupić na pchlim targu, uzupełnia je pastelowa ceramika ze sklepów Homla, Pepco i Ambition. Rustykalną galerię dopełnia suszona melisa i bukiet zatrwianów. Niżej ozdobiona przeze mnie taca. Po prawej wejście do schowka.
Secesyjne naczynia na produkty spożywcze i przyprawy tworzą wyjątkowo zgraną grupkę. Ta przedwojenna ceramika jest pozostałością rodzinnej kolekcji.
Na półkach ze skrzynek do przewozu jajek trzymam część zbioru budzików. Na szczęście są już nieczynne i pozwalają spać...
Zajmujące centralną część sypialni sosnowe łóżko kupiliśmy za 50 zł na giełdzie staroci w Baszkowie! Odświeżone techniką shabby chic ozdobiłam narzutą z second-handu. W stojącej pod ścianą odrapanej szafce zastąpiłam fronty z płyty pilśniowej ręcznie robionymi firankami. Leżące na niej walizki wykorzystuję do przechowywania zdjęć. Szafki nocne są z Baszkowa, ale stojące na nich lampy – z Belgii. Pościeli po rodzicach towarzyszą poduszki z Pepco. Ściany tu i w garderobie są – w przeciwieństwie do reszty wnętrz – chłodne, szare.
Białą sukienkę nazywam aniołem z drewnianymi skrzydłami. Wisi na drzwiach sypialni i w nocy czuwa nad nami.
Ciekawe znaleziska przywozimy z targów staroci w Niemczech, np. waga jest w pełni sprawna i nadal nam służy. Czasem zaś staje się elementem dekoracyjnym.
Szafkę pod umywalkę najpierw odnowiłam, a potem dodałam jej oryginalną ozdobę – jest to maleńka ramka ujmująca haft przedstawiający lawendę. Właśnie ta roślina jest motywem przewodnim naszej łazienki. Bukiety suszonej lawendy i ręczniki w takim odcieniu dopełniają wystrój. Łazienka zawdzięcza swój nostalgiczny charakter licznym koronkom oraz akcesoriom stylizowanym na dawne, zdobionym napisami i rysunkami. Tabliczki z sentencjami i grafiki na ścianach podkreślają zamierzony efekt.
Goście wchodzą do nas przez sień. Często zwracają uwagę na lampę z koszyka wiklinowego i koronek oraz liczne wianki (jest ich pełno nie tylko tu, ale i w całym domu). W otoczeniu przytulnej boazerii można spocząć na odnowionych krzesłach i podziwiać stół przykryty ręcznie robioną serwetą.