Pozuje jej Chopin
Fotografka Basia Sokołowska pracuje jak historyk: wertuje archiwa, dokumentuje miejsca. Z kompozycji wspomnień tworzy portret samej siebie.
Plik listów, koronka, wyblakła wstążka. Zdjęcia Basi Sokołowskiej są jak sentymentalna podróż w przeszłość.
dobre wnętrze: Twoje zdjęcia to wspomnienia, refleksja nad historią. Inspiruje cię to, co minione?
Basia Sokołowska: Fotografia dotyczy jedynie przeszłości. To jest wpisane w istotę tego medium. Musi jednak zdarzyć się coś w przeszłości, żebym potem chciała zrobić na ten temat zdjęcia.
dw: Fotografia, którą pokazujemy pochodzi z cyklu "Cienie Nieśmiertelności" związanego z Fryderykiem Chopinem. Co skłoniło cię do zrobienia tych zdjęć?
B.S.: Podczas moich licznych podróży i kilkunastu lat spędzonych w Australii tęskniłam za Europą. Chopin zainteresował mnie przede wszystkim dlatego, że tworzył w zupełnie innej kulturze, we Francji. Jego muzyka była bardzo polska, ale on się dobrze odnajdywał na obczyźnie i towarzysko, i kulturowo. Zaciekawiła mnie kondycja artysty mającego inne korzenie niż miejsce, w którym działał. Ja w podobny sposób funkcjonowałam w Australii.
dw: Trafiłaś na jakiś konkretny szczegół z życia kompozytora?
B.S.: Fotografowałam Żelazową Wolę, a w Paryżu miejsca mu bliskie: jego ostatni adres, kościół, w którym odbył się pogrzeb, i wiele innych. To była taka wstępna czarno-biała dokumentacja. Ważnym wątkiem stał się pakiecik listów do narzeczonej, Marii Wodzińskiej, który znalazłam w Towarzystwie im. Chopina w Pałacu Ostrogskich w Warszawie. Te listy Chopin związał wstążką po tym, jak jej rodzice zerwali narzeczeństwo, bo on nie rokował zdrowotnie ani finansowo. Zrobił ten pakiecik listów i napisał na nim: "Moja bieda". To mi się bardzo spodobało. Wszystkie zdjęcia chciałam utrzymać w stylistyce romantyzmu. Cały pomysł na "Cienie Nieśmiertelności" wziął się z tego.
dw: Romantyzm jako inspiracja dla fotografika?
B.S.: Tak! To pierwsza epoka, która przywiązywała taką wagę do pamiątek. Stąd te pukle włosów, wstążeczki, suszone kwiaty, które niosą energię ofiarodawcy. Dlatego poszłam tym tropem - tropem pamiątek. Strasznie trudno było zrobić coś o Chopinie, bo w sztuce polskiej zazwyczaj jest on kojarzony tylko z wierzbami i odlewami z brązu. Na zdjęciu pojawia się czarna koronka ułożona w kształt serca, pióro służące do pisania listów, stara jedwabna torebka. To mi też pasowało do choroby Chopina, coś się tu rozpadało. Przecież długi czas żył ze świadomością nieuchronnego końca i rozłąki z krajem.
dw: Rozłąka to także motyw z twojego życia. Mieszkałaś w Australii, we Francji, w Anglii. Dużo podróżujesz. Czy powodem jest niespokojny duch, który wciąż szuka zmian?
B.S.: Zaczęłam podróżować, kiedy miałam trzy miesiące, i tak mi już zostało. W Chinach zastał mnie stan wojenny. Rozważałam możliwość przeczekania gdzieś poza Polską tego okresu nienormalności. Nie myślałam wtedy o emigracji. W końcu jednak pojechałam do Australii. To był przypadek. Kiedy ostatnio odwiedziłam Sydney, stwierdziłam, że teraz już się konsoliduję. Zdałam sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat mam wszystkie moje rzeczy pod jednym dachem w Warszawie.
dw: Na koniec trudne pytanie: co tak naprawdę fotografujesz?
B.S.: Siebie. To, co robię, to jeden wielki autoportret. Swoje doświadczenia, przeżycia przepracowuję fotograficznie. Nie wierzę w robienie rzeczy, które nie są autentyczne.
W skrócie:
Basia Sokołowska, urodzona we Wrocławiu w 1961 r., studiowała historię sztuki w Warszawie. W pierwszych miesiącach stanu wojennego dotarła przez Mongolię i Chiny do Australii. Po studiach na University of Sydney pracowała w Art Gallery of New South Wales w Sydney. Swoje fotografie wystawia od początku lat 90.; miała ponad 30 wystaw indywidualnych i grupowych w Australii, Europie i Japonii.